» Blog » PS Pyrkon 2009
01-05-2009 16:36

PS Pyrkon 2009

W działach: Literatura, Konwenty | Odsłony: 1

w dziale konwentów pojawiła się relacja z Pyrkonu. Wprawdzie to już miesiąc, ale wspomnienia po tym wydarzeniu powinny być żywe aż do marca przyszłego roku :)
Niebawem w serwisie pojawi się wywiad, który powstał w czasie konwentu. Chciałabym podzielić się wspomnieniami, jak to się w ogóle stało, ze taki wywiad powstał... :)

Sobota zapowiadała się ciekawie. Perspektywa drugiego dnia Pyrkonu dodawała skrzydeł. Plan dnia wyznaczał ślad zielonego markera na rozkładzie prelekcji w informatorze. Począwszy od dwugodzinnego spotkania autorskiego z Jakubem Ćwiekiem, przez tajemniczy casting w Kąciku Kalamburów Nieustających, spotkanie organizacyjne w sprawie Cieszyńskiego Euroconu 2010, aż do prelekcji o golemach i ostatniej-o Polakach bijących Rusków. Tabela podawała jedynie tytuły poszczególnych spotkań, ich miejsce i czas-nie mówiła nic o prowadzących, ani nie prezentowała szczegółowej tematyki. Wprawdzie 70-stronicowy informator przedstawiał wszelkie informacje łącznie z opisem zagadnień poruszanych na wykładach, czy zarysami historycznymi LARPów, ale z braku czasu nie zapoznałam się ze szczegółami, których większość została mi w głowie podczas lektury programu na stronie internetowej.
Udałam się na podbój Łozowej 77. Na spotkanie z Jakubem Ćwiekiem dotarłam spóźniona, ale spotkanie miało trwać niemal dwie godziny tedy jedynym problemem mógł być przypuszczalny brak miejsc siedzących na auli. Dwa krzesła czekały dokładnie pośrodku sali – w połowie jej długości, idealnie na wprost autora „Kłamcy”. Dar od losu. Pisarz odpowiadał głównie na pytania dotyczące „Kłamcy”, ale przewinął się także temat jego nowych projektów oraz działalności związanej z teatrem.
Na tydzień przed konwentem wymyśliłam sobie, że fajnie byłoby z Kubą Ćwiekiem przeprowadzić wywiad. Widziałam się z nim w piątek – prosił, żebym przyszła w sobotę. Tak też zrobiłam, tym niemniej musiałam poczekać aż gigantyczna fala jego fanów odstąpi usatysfakcjonowana autografem w książce, na plakacie, czy gdzie tam jeszcze. Następnie mogłam w spokoju podejść i tu się zaczęły schody. Niby byłam przygotowana do rozmowy, niby miałam ułożone pytania i dyktafon pod ręką, ale jakiś taki dziwny głosik w głowie zmusił mnie, żebym umówiła się z nim na następny dzień, czyli niedzielę. Tak też zrobiłam. Byłam przy tym pewna, że oznacza to, iż pisarza nie ujrzę aż do wieczornej prelekcji poświeconej golemom, którą miał poprowadzić.
Nie minęło 10 minut, gdy w poszukiwaniu Kąciku Kalamburów Nieustających zobaczyłam wraz z paroma innymi uczestnikami konwentu dość ciekawy (nawet, jak na Pyrkon) widok – przez korytarz defilowała czteroosobowa procesja. Jeden z czwórki pchał wózek, którym gżdacze (dzielna załoga dbająca o organizację) zwykle przewozili różne dziwne rzeczy, natomiast na wózku stał nie kto inny jak Jakub Ćwiek, który w pozie dumnego generała z dwoma osobami towarzyszącymi coś ogłaszał. Śmiech ludzi skutecznie zagłuszył komunikat, więc uśmiechając się pod nosem wróciłam do poszukiwań. Znalazłam grupę podśpiewujących osób w różnym wieku. Czekali na casting. Zabawa zaczęła się kilka minut później, gdy pojawił się prowadzący. Jakub Ćwiek. Kolejne dwie godziny minęły pod znakiem całkiem niezłej zabawy - trochę wspólnego śpiewania, wyłonienie trzech głównych ról do projektu i angaż do różnych zadań całej reszty.
To było pierwsze potwierdzenie mojej decyzji o umówieniu się na rozmowę na niedzielę. Usłyszałam parę rzeczy, o które warto było spytać.
Później zabraliśmy się za organizację Euroconu. Usiedliśmy ze znajomymi pod ścianą, czekaliśmy parę chwil na prelegenta, którym po raz kolejny okazał się Jakub Ćwiek. To już wzbudziło mój szczery, choć ściszony śmiech. Zresztą nie tylko mój, bo zdążyłam opowiedzieć przyjaciółce, że chodzę za nim cały dzień. I tylko ja, bo akurat mam pamięć do twarzy i na każdym z punktów programu, na których się pojawiłam, nie widziałam powtarzających się osób. To spotkanie znów dostarczyło mi kilku ciekawych pytań do zadania.
Po obiedzie już z trochę większa grupką udaliśmy się na ostatnie 10 minut prelekcji w sumie nie mam pojęcia o czym, chodziło o zajęcie sobie miejsc na prelekcję o golemach. Nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, który był zresztą pomysłem znakomitym, po frekwencja na tej prelekcji była gigantyczna. Jednakże siedzieliśmy na samym środku, na widoku i to już dla mnie było naprawdę zabawne. Pisarz, dla którego ostatnim brzegiem była ławka, na której siedział otoczona ze wszystkich stron zasłuchanymi nawet odpowiedział na mój uśmiech, chociaż dziw, że w takim tłumie zostałam w ogóle dostrzeżona.
Ostatnia sobotnia prelekcja, w której uczestniczyłam –„Moskwa w ogniu” – na szczęście była już prowadzona przez Jacka Komudę, który też zrobił swoim wystąpieniem (głównie wyglądem) furorę, chociaż dla mniejszej rzeszy słuchaczy.
Tak nadeszła niedziela. Nie mam pojęcia co było stresującego w wizji rozmowy z najciekawszą postacią Pyrkonu 2009. A coś niezaprzeczalnie było. Miałam się z nim widzieć o 13, nie pojawił się. Znalazł się dopiero o 14, poznał mnie od razu, co było miłe, bo na sobotnim spotkaniu autorskim wyznał, że nie ma pamięci do twarzy, i rozmawialiśmy 10 minut. Lepsza pamiątka z konwentu, niż każdy dowolny autograf. Całą sobotę śmiałam się ze wszystkich ludzi czekających w kolejkach po podpis, bo ja swój miałam dzięki przyjaciółce od roku. Ale ostatecznie uznałam, ze jak tak chodzę za nim cały dzień, to można by poprosić o autograf ot, jako wyraz szacunku. Walczyłam z tą myślą od rana, ale jednak jego strona wygrała. Kupiłam drugi tom „Kłamcy” i poprosiłam o dedykację…

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.